strona 2 z 4
Ochrona różnorodności gatunkowej na działce - kilka własnych spostrzeżeń
Spacerując po ogrodach działkowych, porównując je z produkcyjnymi gospodarstwami ogrodniczymi dochodzę do przekonania, że trudno w rolnictwie o bardziej urozmaicone środowisko. Na każdej działce uprawiamy dziesiątki gatunków roślin, wśród których trafiają się często stare, cenne odmiany drzew i krzewów, które ze względu na swoje niepowtarzalne walory smakowe powinny być objęte ochroną.
Z każdą rośliną związanych jest wiele gatunków owadów i roztoczy zjadających pąki, kwiaty i liście czy też drążących tunele pod korą. Zabrzmi to paradoksalnie, ale często są one w mniejszości w stosunku do tych, nie będących szkodnikami. Z kolei to właśnie organizmy roślinożerne stanowią pokarm dla bardzo licznej grupy drapieżców i pasożytów (organizmów pożytecznych z naszego punktu widzenia). Kwitnące rośliny odwiedzane są przez liczne owady zapylające (nie tylko pszczołę miodną), a wytwarzany przez nie nektar i pyłek są także pokarmem dla wielu innych sześcionogów, których znaczenia często nawet nie znamy.
Kiedy przekopujemy ziemię na grządkach dostrzegamy liczne dżdżownice, ślimaki, larwy i poczwarki owadów - dziesiątki różnych organizmów i powinniśmy pamiętać, że stanowią one tylko ... „wierzchołek góry lodowej” - niewielką część naturalnego bogactwa organizmów, z którego powinniśmy być dumni i które powinniśmy chronić. O ochronie bioróżnorodności można by wiele mówić, ale aby ją zrozumieć trzeba przede wszystkim nauczyć się patrzeć i dostrzegać tą niezwykłą różnorodność, która cały czas nam towarzyszy na działkach, w ogrodach i na polu.
Do dziś mam w uszach słowa Profesora, który wiele lat temu powiedział mniej więcej coś takiego: „zawsze pamiętaj, że im większa rozmaitość / różnorodność gatunków i powiązań pomiędzy roślinami owadami i innymi organizmami, tym większa trwałość i odporność tej skomplikowanej siatki zależności”.
Zapamiętałem te słowa na zawsze, a przekładając je na bardziej zrozumiały język mogę powiedzieć tak: „im więcej w ogrodzie roślin, tym więcej owadów i roztoczy oraz innych zwierząt, a tym samym więcej pokarmu dla organizmów pożytecznych, więcej miejsc do rozwoju i dogodnych kryjówek”.
I żeby nikt sobie opatrznie nie pomyślał, że ta zwiększona liczba owadów dotyczy organizmów roślinożernych tzw. szkodników! Nic z tych rzeczy! Jest właśnie na odwrót.
W bardziej urozmaiconym gatunkowo środowisku organizmom szkodliwym trudniej jest odnaleźć roślinę żywicielską - bo i zapachy mieszają się ze sobą, a różne gatunki roślin uprawiane w bliskim sąsiedztwie, tworzą „zwarty tan” zieleni, w którym nie tak łatwo się poruszać i z którego trudno szkodnikowi wyłowić tą najwłaściwszą do żerowania i do rozwoju.
W takim pięknym ogrodzie, w którym nikt nigdy nie czuł zapachu pestycydów, spasożytowanie jaj znamionówki tarniówki przez kruszynka może sięgać 90%, a ten drobny owad na tym nie poprzestanie niszcząc także dużą część jaj owocówek, piętnówek, rolnic czy bielinków.
Baryłkarz bieliniak potrafi spasożytować w niektóre lata ok. 50-90% gąsienic bielinka kapustnika, a jego bliski krewny - Cotesia rubecula 20-40% gąsienic bielinka rzepnika. Z kolei Diadegma fenestralis - błonkówka z rodziny gąsienicznikowatych, pasożytuje rocznie 70-90% gąsienic tantnisia krzyżowiaczka, a drapieżna larwa bzyga zjada nawet ponad 1000 mszyc!
Ogólnie możemy powiedzieć, że dzięki tym wszystkim pożytecznym organizmom, a także innym naturalnym czynnikom (np. pogodzie), ginie ok. 95% różnych stadiów rozwojowych roślinożernych owadów i roztoczy. Jednak w wielu sytuacjach nawet tak wysoka śmiertelność nie jest wystarczająca, a owady, które charakteryzuje ogromny potencjał rozrodczy mogą wyrządzić zauważalne szkody. Ale taka sytuacja zdarza się na ogół rzadko i tylko niektóre spośród tysięcy roślinożernych owadów tak naprawdę mogą wyrządzić szkody.
Często też przesadzamy w ocenach, uważając za szkodę, czy za szkodnika coś, co tak naprawdę jest albo niegroźnym dla plonowania i rozwoju rośliny uszkodzeniem, albo zauważalnym, ale także niegroźnym występowaniem owada. Bo tak naprawdę czy wszystkie śliwki na działce, czereśnie czy maliny muszą być wolne od larw i gąsienic. Czy nie możemy przyjąć następującej postawy: „mnie wystarczy 90% owoców, niechaj te 10% pozostanie dla innych organizmów”.
Oczywiście, nie traktujcie Państwo tych cyfr jako czegoś, co zawsze i w każdej sytuacji powinno obowiązywać. Znowu pamięcią powracam do zaczarowanego ogrodu p. prof. Opyrchałowej pod Myślenicami, w którym rosły stare, owocujące grusze, których pąki w znacznym stopniu niszczył kwieciak gruszowiec. Na moje zapytanie czy nie trzeba by było ograniczyć liczebność tego szkodnika, Pani Profesor odpowiedziała: „Po co! Przecież dla mnie wystarczy, a i tak tego wszystkiego nie przerobię, więc niech owady, ptaki i inne zwierzęta też coś z tego mają”.
Każdy, komu leży na sercu ochrona bioróżnorodności powinien popatrzeć na swój ogród w podobny sposób i zadać sobie pytanie: „co jest dla mnie do zaakceptowania, a co nie”. Osobiście żywię nadzieję, że zdecydowana większość moich Czytelników podzieli mój punkt widzenia.
strona 2 z 4
<<< - 1 2 3 4 - >>>