Projekt likwiduje PZD, a więc również obecnie działające organy w ogrodzie (tzn. walne zebranie, zarząd i komisje statutowe); można więc powiedzieć, że likwiduje się rodzinne ogrody działkowe. W zamian proponuje się tzw. wspólnoty ogrodowe, które zostały przez autorów projektu w całości powielone ze wspólnot mieszkaniowych składających się z właścicieli lokali mieszkalnych. Nie zadano sobie trudu, aby dostosować to rozwiązanie do realiów ogrodowych; wszak ogród funkcjonuje na zupełnie innych zasadach niż budynki mieszkalne. Projekt nie gwarantuje powstania wspólnot w każdym ogrodzie wraz z ewentualnym jego wejściem w życie, gdyż ich powstanie nie będzie następować „z mocy prawa”, czyli automatycznie. Projekt stawia tu pewne warunki, które będą musiały być spełnione, jeżeli wspólnota ma być powołana do życia. W praktyce to gmina zadecyduje, czy wspólnota w ogóle powstanie. Jej powołanie uzależnione będzie od postanowienia urzędnika gminnego, który ma przeprowadzić wybory do władz wspólnoty. Nie przewidziano żadnych terminów na dokonanie tych czynności. Gmina niezainteresowana dalszym funkcjonowaniem ogrodu po prostu zaniecha powołania wspólnoty, aby na tym terenie nie powstały żadne struktury działkowe. Gorzej jednak, że projekt jednoznacznie stwierdza, że wspólnota składa się z właścicieli i użytkowników, co wskazuje, że musi dojść do tzw. uwłaszczenia w ogrodzie, aby wspólnota mogła potencjalnie powstać. Brak właścicieli oznacza bowiem formalną niemożność powołania wspólnoty przez gminę, od której zresztą ma zależeć możliwość uwłaszczenia działkowców. Stworzono więc „błędne koło”, ponieważ zablokowanie uwłaszczenia pozwoli jednocześnie gminom uniknąć powołania na swoim terenie wspólnot, co - swoją drogą - nie będzie rodziło dla samorządu żadnych negatywnych konsekwencji prawnych. Powstanie wspólnot jest więc wysoce wątpliwe, jednak takie przypadki są możliwe, zwłaszcza że projekt drastycznie uzależnia wspólnoty od gmin, eliminując właściwie wszelkie przejawy samorządności i samodzielności ogrodowej. Projekt wyposażył mianowicie gminę w liczne uprawnienia, w tym do powoływania kuratora dla ogrodu oraz akceptacji regulaminu jego funkcjonowania. Uchyla też wszelkie obowiązki gmin wobec ogrodów. Nie będzie też większych ograniczeń co do ich likwidacji, gdyż samym wspólnotom nie zapewniono w tym zakresie jakichkolwiek możliwości sprzeciwu; decyzje będą pozostawione wyłącznie w gestii władz gminnych. Tym samym wspólnoty jawią się niejako samorząd działkowców, ale jako wyspecjalizowana jednostka gminna odpowiedzialna za administrowanie ogrodem. Tak stanowcze podporządkowanie nie zostanie zrekompensowane żadnymi udogodnieniami w funkcjonowaniu ogrodu, np. dotacje gminne na potrzeby ogrodowe. Wręcz przeciwnie, obciążenia finansowe mają wzrosnąć (zarząd ma być odpłatny), a wspólnotom projekt nie gwarantuje kompetencji, które mogłyby zapewnić odpowiedni poziom zarządzania. W szczególności przejawia się to w niemożności egzekwowania prawa przez wspólnotę w ogrodzie, np. poprzez stosowanie odpowiednich sankcji; wszak nie można pozbawić działki jej właściciela, nawet gdy w sposób rażący występuje przeciwko zasadom porządkowym funkcjonującym w ogrodzie. Z tego rodzaju problemami pokrzywdzony działkowiec będzie musiał samodzielnie zwrócić się do sądu o rozstrzygnięcie. Ograniczone możliwości wspólnot wynikają również z tego, że projekt nie przyznaje tym jednostkom osobowości prawnej, a więc odpowiedzialność finansowa za jej działalność ponosić będą działkowcy (właściciele), co może być szczególnie groźne w ogrodach dotkniętych poważniejszymi zobowiązaniami, np. z tytułu roszczeń do gruntów, które często dochodzą do kwot od kilkuset tysięcy do kilku milionów złoty. Niefunkcjonalność wspólnot wynika jednak przede wszystkim z zaproponowanej struktury osobowej. Ma ona bowiem składać się z dwóch kategorii członków. Nastąpi więc podział działkowców na właścicieli działek o pełnych prawach oraz użytkowników działek mających ograniczone prawa do decydowania o sprawach ogrodu. W szczególności tylko właścicielom przysługiwać będzie współwłasność terenów ogólnych, natomiast użytkownicy działek mają być pozbawieni tego prawa, choć projekt nakłada na nich obowiązek utrzymywania tych terenów. W efekcie przewiduje się w ramach wspólnot dwie grupy działkowców o odmiennych prawach, obowiązkach i interesach, co niewątpliwie nie wpłynie na integrację społeczności ogrodowej, ale raczej przyczyni się do jej rozkładu. Tym bardziej, że wyłączono poza wspólnoty inną grupę działkowców, czyli dzierżawców (najemców), a więc osoby, którym nie uda się uwłaszczyć w terminie dwóch lat od wejścia w życie ustawy proponowanej przez PiS. Może się więc okazać, że poza wspólnotami będzie zdecydowana większość działkowców, którym projekt właściwie niczego nie gwarantuje. W takiej sytuacji trudno mówić o jakiejkolwiek wspólnocie - czy to formalnie, czy to jako zwartej i równouprawnionej społeczności.
|